niedziela, 14 września 2014

"Fantazja" nie zna granic...

Ostatnimi czasy dotarła do mnie informacja, która mnie mocno zmartwiła i czuję się w obowiązku nią podzielić z moimi czytelnikami. Spędziłem kilka godzin na przeczesywaniu internetu i właściwie w polskojęzycznej sferze chyba nikt jeszcze nie poruszył tego problemu. Chciałbym więc dokonać analizy dostępnych materiałów oraz przedstawić zgromadzone informacje. Uważam, że każdy po lekturze artykułu sam powinien wyrobić sobie pogląd na ten problem i w przyszłości kierować swoimi wyborami zgodnie z własnymi przemyśleniami. A tymczasem zapraszam do lektury pierwszego wpisu o charakterze czysto teoretycznym.

Problem nie jest globalny, dotyczy tylko drobnej niszy, ale mimo wszystko wydaje się poważny, szczególnie dla miłośników monet obiegowych i egzotycznych. Koncentrując się na meritum – chodzi o monety sygnowane przez banki państw małych, często nie uznanych na arenie międzynarodowej, czy wykazujących głębokie tendencje separatystyczne.

Sam natrafiłem na te informacje przeglądając strony w języku angielskim i hiszpańskim, zacząłem drążyć temat i natrafiłem na opisy kilku przypadków nieuczciwej emisji. Na pozór sprawa jest dość trudna do wykrycia, gdyż dotyczy monet z bardzo odległych zakątków, o których istnieniu wiele osób nie ma pojęcia. Dodatkową przynętą jest bardzo ładne wykonane – wybite wizerunki tropikalnych zwierząt – oraz sprzedaż monet w kompletach menniczych.

Pierwsza czerwona żarówka zapaliła się w mojej głowie kiedy szukałem informacji na temat monet z Lundy Island – miejsca emisji one puffin i half puffin z 1929 roku (bardzo ciekawa historia, którą też postaram się kiedyś opisać przy okazji nabycia tych okazów). Okazało się, że w internecie krążą również zestawy wydane w XXI wieku.

Następnie trafiłem na stronę internetową Republiki Cabindy – eksklawy Angoli o tendencjach separatystycznych. Zawarte tam informacje w bardzo oficjalny i krzykliwy sposób ostrzegają przed fałszywymi monetami. Nie oszczędzono nawet spisania listy dystrybutorów, którzy są odpowiedzialni za rozprowadzanie tych monet. Strona nie wygląda zbyt poważnie, istnieją jej dwie odsłony – jedna z rozszerzeniem .net, druga .info, a adres e-mail założony jest na gmail.com. Taka forma nie jest ani reprezentacyjna, ani oficjalna, ani zbyt poważna, jednak drążąc temat głębiej wydaje się, że są to strony prawdziwe i autoryzowane. Z dostępnych informacji wynika, że Cabinda wydała tylko cztery oficjalne monety w 2011 roku (kolekcjonerskie o niewielkim nakładzie – już wyczerpanym).


Kolejnymi ciekawymi przypadkami są monety z Wysp Galapagos oraz z Wysp Wielkanocnych. Oba te terytoria nie mają prawa do emisji własnego pieniądza. Pierwsze z nich jest związane politycznie z Ekwadorem, w którym oficjalną walutą jest Dolar Amerykański (USD). Drugie zaś są terytorium Chile i posługują się chilijskimi pesos.

Ofiarami tego nieuczciwego działania padły również Grenlandia, Palestyna, Kurdystan czy Darfur. Wszystkie monety łączy pewna wspólna forma – dużo bimetali, fantazyjne kształty i profesjonalny, ale dość prosty technicznie styl.

Opisane wyżej przypadki nie są odosobnione, można by długo mnożyć kolejne przykłady. Większość z tych monet produkowana jest w chińskich fabrykach na zamówienie osób prywatnych, więc nie posiadają one autoryzacji władzy państwowej, nie są oficjalną walutą i nie mają zastosowania w obrocie finansowym. Wydaje się więc, że nawet nie powinny być nazywane monetami, bardziej pasowałaby nazwa medal czy żeton. Ciekawym pomysłem jest też zastosowanie nazwy „fantasy coin”. Trudno nazywać te monety fałszywymi, gdyż nie istnieją ich oryginalne odpowiedniki. Pewne jest to, że nieuczciwym jest sprzedawanie ich jako prawdziwe monety obiegowe, a każdy porządny sprzedawca powinien poinformować o ich FANTAZYJNOŚCI.

Osobiście unikałbym tego typu wynalazków. Szczególnie, że ich konstrukcja prawna również stoi na glinianych nogach. Jeśli ktoś chciałby podyskutować na ten temat to zapraszam do komentowania i dzielenia się swoimi refleksjami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz